RSS

Archiwa tagu: ocean

Polinezja Francuska, czyli wakacje w raju

Wylecieliśmy z Auckland 15 marca o 15:40 i pomimo tylko 5-godzinnego lotu znaleźliśmy się w Papeete (stolicy Polinezji Francuskiej) 14 marca o godz. 21:55. Wynikało to z przekroczenia południka 180 stopni i znalezieniu się w innej strefie czasowej. He, he gdybyśmy przybyli tu z Auckland 31 grudnia moglibyśmy świętować Sylwester dwukrotnie.

Polinezja Francuska urzekła nas pięknymi plażami, cudownie przezroczystą, turkusową wodą pełną kolorowych ryb, dziwnymi nieznanymi nam dotąd owocami a przede wszystkim kwiatami, które znajdowały się po prostu wszędzie.  Pomysł aby tu przyjechać zrodził się gdy planowaliśmy nasz ślub za granicą. Moorea z nieziemsko pięknymi krajobrazami i wypasionymi resortami wydawała nam się idealnym miejscem. Niestety francuska biurokracja nas przerosła i zdecydowaliśmy się pobrać po powrocie w Polsce. Z perspektywy czasu ta decyzja okazała się to bardzo słuszna bowiem mimo, że Moorea jest jedną z najpiękniejszych wysp na Ziemi to brakowałoby nam tego co dla nas najważniejsze – obecności naszej rodziny i przyjaciół.

Postanowiliśmy jednak tu przyjechać i odpocząć po 4,5 miesiącach podróży. Takie wakacje na wakacjach:-) Byliśmy bowiem bardzo zmęczeni ciągłym przemieszczaniem się, spaniem w kamperze i na niewygodnych łóżkach w hostelach, chodzeniem ciągle w tym samym ubraniu etc. Dwa dni spędziliśmy na Tahiti (największej wyspie Polinezji Francuskiej), która ze względu na dość rozbudowaną infrastrukturę nie za bardzo nam się podobała. Kolejne pięć dni spędziliśmy na Moorea, która jest dużo mniejsza i mniej skomercjalizowaną. Do okoła otacza ją przepiękna laguna, tak jak na Bora Bora tyle że trochę taniej:). Generalnie nie chcieliśmy niczego zwiedzać. Jednakże trzeciego dnia obijania się w hotelu daliśmy się namówić na „coco i pareo show” połączone ze smakowaniem lokalnych potraw. Wszystko odbyło się w domu przemiłej lokalnej rodziny przy akompaniamencie mandoliny i bębnów. Pokazano nam jak ubierać się w pareo (kolorowa duża chusta służąca za strój zarówno kobietom jak i mężczyznom), a także jak własnoręcznie układać naszyjniki i wianki z kwiatów.

Kolejne dni spędziliśmy na snurklowaniu, czytaniu, drinkowaniu, medytowaniu i skakaniu do wody z tarasu naszego domku oraz oglądaniu rybek pływających pod podłogą. Takie błogie lenistwo przed trudną przeprawą przez Andy.

D.

P.S. drugiego dnia naszego pobytu na Moorea zorientowaliśmy się, że wieczorem pod nasz domek przypływa mnóstwo ryb (wabiło je światło z lampki zainstalowanej pod naszym tarasem) oraz polujące na nie rekiny! Od tego momentu nie wchodziłam już po zmroku do wody tylko z ciekawością przyglądałam się co się dzieje na dole.

Więcej zdjęć

 
1 Komentarz

Opublikował/a w dniu 16 marca 2012 w Polinezja Francuska

 

Tagi: , , , , ,