RSS

Pierwszy dzień w Australii, pech i no worries!

22 List

Po ciężkim prawie 24 godzinnym locie, następnego dnia budzimy się w hostelu w Perth na zachodnim wybrzeżu Australii. Wita nas piękny, ciepły poranek z kojącą bryzą znad Oceanu Indyjskiego,piękna plaża i widok na błękitne wybrzeże oceanu. Zupełnie nic nie zapowiadało, że ten dzień będzie taki pechowy.

Po prawie 2-godzinnej jeździe z całym naszym dobytkiem kilkoma publicznymi autobusami, dojeżdżamy do wypożyczalni samochodów Backpackers Campers. Po dokonaniu formalności zasiadamy szczęśliwie za kółkiem naszego domu na kółkach i ruszamy na podbój zachodniej Australii z myślą zakupienia zaopatrzenia jeszcze w Perth na najbliższe dni, przejechania 200 km do Cervanters i zwiedzenia Parku Narodowego Pinnacles. Po 20 minutach jazdy okazuje się, że w naszym aucie nie działają kierunkowskazy. Szybka decyzja, wracamy do wypożyczalni, kierunki jazdy sygnalizujemy werbalnie machaniem rękami. Jeszcze wtedy mieliśmy z tego niezły ubaw. Samochód zostaje oddany do warsztatu, po kolejnych 2 godzinach w poczekalni dostajemy go z powrotem. Szybko okazuje się, że kierunkowskazy nadal nie działają. Jest już dawno po godzinach pracy wypożyczalni. Do akcji wkracza Diana, w rezultacie szybkich pertraktacji z menagerem dostajemy innego sprawnego campera, dwa winna i obietnice zwrotu kosztów za pierwszy nocleg na campingu.

Uff, wydawałoby się, że nasz pech się w końcu skończył. Wracamy do punktu wyjścia i z 5-godzinnym opóźnieniem jedziemy w kierunku północnym do Cervantez. Niestety po drodze jedno z win się rozbija i zalewa całą podlogę naszego campera, w tym plecak Diany z białymi ciuchami (nota bene rozbilo się wino czerwone, nie biale!).To musi być pechowy dzień, aż strach myśleć, co sięjeszcze może wydarzyć.

Jedziemy dalej, bardzo zmęczeni, późnym wieczorem co w tym rejonie jest bardzo niewskazane ze względu na dzikie zwierzęta i ni stąd ni zowąd wyskakują nam przed maskę auta dwa wielkie kangury. Ułamki sekundy, zwiększone ciśnienie, pot, adrenalina, potok myśli, akcja: zwolnić czy uderzyć, rozległ się pisk hamulca, Marcin skręcił ostro w lewo, o centymetr odbijając od drugiego kangura. Mało brakowało! Gdybyśmy tak w nie trafili to wizyta w warsztacie murowana, nie myśląc o wydaniu kilkaset dolarów na naprawę z naszej kieszeni bowiem wykupiliśmy tylko podstawowe ubezpieczenie.

Nie zastanawiając się dalej powiedzieliśmy sobie no worries mate i pognaliśmy dalej przed siebie. W blaskach gwiazd południowego nieba docieramy szczęśliwie do campingu w Cervantes.

To początek naszego road tripu z Perth do Darwin, mamy do pokonania około 6000 km.

 
4 Komentarze

Opublikował/a w dniu 22 listopada 2011 w Australia

 

Tagi: ,

4 responses to “Pierwszy dzień w Australii, pech i no worries!

  1. Ania Zadrożna

    14 grudnia 2011 at 00:42

    A ja chcę więcej zdjęć z rajskimi plażami.. No gdzie one są ?, no ?
    Jejku.. strasznie chciałabym sobie na nich poleżeć..

     
    • Diana

      15 grudnia 2011 at 03:01

      Ania cierpliwosci 😉 codziennie cos zwiedzamy i chcielibysmy Wam o tym wszystkim opowiedziec ale przez brak stalego dostepu do internetu (a raczej jego permanentny brak) mamy duze zaleglosci, nie mowiac juz o umieszczeniu wielu zdjec w galerii. Teraz jestesmy w takim zadupiu, ze moje kochane Oleszno mogloby cieszyc sie mianem „miasta”:)

      Buziaki,
      Diana

       
  2. piorun

    22 grudnia 2011 at 13:42

    Co chcesz od tych zdjęć?!! samo życie!! cudowne, piękne, zapocone i pełne realizmu! zazdroszczę:)

     
  3. Rave

    13 października 2015 at 19:46

    Skąd Wy macie na to wszystko kasę???

     

Dodaj komentarz